piątek, 30 listopada 2012

3. Kraksa

Siedziałem w salonie i gorączkowo zastanawiałem się dlaczego w telewizji podali informacje o przerwie w moim serialu skoro ja mam już scenariusz na kolejne odcinki. Z zamyślenia wyrwało mnie wejście do pokoju trzech znajomo wyglądających mi chłopaków. No ale przecież to jest nie możliwe. To tylko postacie z kreskówki którą stworzyłem tyle lat temu. Oni nie istnieją na prawdę. Ale jakaś cząstka mnie wiedziała że jest to możliwe. Wiedziałem że istnieje magia. Wierzyłem w to od dziecka ale skoro moja córka jej nie posiada to kto wypowiedział zaklęcie? Moja córka nie miała mocy ale Miley i Max tak... Ale przecież nie wypowiedzieli specjalnego zaklęcia aktywującego ich "zdolności". Stałem patrząc na nich i gorączkowo myśląc. Nagle uświadomiłem sobie jaka wczoraj była niezwykła noc. To wtedy któreś z nich musiało wypowiedzieć życzenie. Może nie aktywowali mocy ale w noc cudów wystarczyło że czegoś naprawdę pragną. Tak od serca a to się spełniało. 
- To niemożliwe - powiedziałem pod nosem przyglądając się chłopakom. Patrzyli na mnie z wyczekiwaniem. - Co wy tu robicie? - zapytałem idąc w stronę mojego gabinetu, a oni ruszyli za mną. Kiedy przekroczyli prób zamknąłem drzwi, dalej nie uzyskałem odpowiedzi, spojrzałem na nich.
- Zaprowadziła nas tu, ta oto kartka - powiedział Brawery podając mi kartkę. Przeczytałem skrawek papieru, był tam ten adres. - Resztę chyba pan nam musi opowiedzieć.
- Tak, siadajcie - powiedziałem lekko zmieszany. Chłopacy zrobili to co nakazałem. Kiedy zajęli miejsca przyjrzałem się im, dziwnie było widzieć na żywo wytwór ołówka i swojej wyobraźni.
- Jesteście tu przez życzenie, nie wiem dokładnie czyje, ale życzenie. Jestem waszym twórcą. - Na te słowa oni spojrzeli na siebie - Najwidoczniej jesteście tu przez dziewięć miesięcy. Pewnie ktoś zażyczył siebie byście spełnili jego marzenie, musicie wykonać zadanie, ale nikt nie może się dowiedzieć kim jesteście, nikt, a nikt. - powiedziałem, a oni wsłuchiwali się we mnie ze skupieniem.
- Czyli? - zapytał Spunk.
- Dostaniecie nowe osobowości - powiedziałem
- Czyli? - zapytał z tym samym niezrozumieniem Darnig.
- Czyli od dziś  jesteście braćmi.... Jonas. - powiedziałem na wyczekaniu - ty jesteś Kevin, ty Nick, a ty będziesz Joe - powiedziałem wskazując na każdego po kolei. Brawery wydawał mi się jakiś nieobecny, najwidoczniej o czymś myślał. Kiedy się otrząsnął pokiwał głową w znak zrozumienia.
- Czyli mamy tylko zrobić swoje? - zapytał, a ja pokiwałem głową - a co to oznacza? - powiedział, a wszyscy podnieśli nadgarstki, widniały na nich ledwo widoczne napisy. Zastanawiało mnie to. - Ponoć to pokusy tego świata, mamy na nie uważać. - powiedział, a ja zrozumiałem.
- Tak, ale tego co ty Brawery masz na ręce nie musicie się bać - powiedziałem, oni po prostu nie wiedzieli co to miłość i raczej się nie dowiedzą.  Moja kreskówka nie była typowo miłosną, była bardziej dla małych chłopców, dziewczynek, coś w stylu kreskówki z akcją.
- Mam wolne mieszkanie, nikt o nim nie wie, zamieszkacie tam - oznajmiłem im. Wziąłem kluczyki i kiwnąłem głową w znak by szli za mną. Budynek w którym znajduje się to mieszkanie nie jest daleko od mojego domu, właściwie to jakieś trzy minuty drogi (oczywiście pieszo). Mieszkanie nie należy do dużych, ale też nie jest małe, jest w sam raz, są tylko dwa pokoje, bo sypialniami tego nie można nazwać, ale jest też coś w rodzaju salonu gdzie jeden z nich może śmiało spać, mała kuchnia, łazienka. Po prostu jedno z tysięcy mieszkań. Nic nadzwyczajnego
-No to tu będziecie mieszkać. -powiedziałem otwierając drzwi z numerkiem 3. Już miałem im mówić żeby się rozpakowali, lecz przypomniałem sobie że przecież nic ze sobą nie mają. No tak. Skoro żyją... tak naprawdę to przydałoby im się także jakieś jedzenie. Właściwie to oni nie mają nic. No, ale co jak co, ale ja nie mam nerwów do chodzenia po sklepach, a ich to na pewno nie wyślę! Przecież oni dopiero co wyszli z tej kreskówki! Nie wiedzą połowy rzeczy, to nie byłoby normalne gdyby dziwili się na widok np. takiego zwykłego tramwaju. Lub innych rzeczy których na pewno nie było w kreskówce. Daleko szukam przykładu tramwaju, jak oni nawet nie wiedzą co to galeria handlowa. Ehhh... oni przecież nie mieliby pojęcia co kupić, przecież w kreskówce nie ma czegoś takiego jak sprzątanie mieszkania, czy wybieranie odpowiedziach ciuchów. Dobrze że dodałem do scenariusza lekcje gotowania dla dzieciaków, przynajmniej tego nie będę musiał ich uczyć.
-Czyli tu będziemy mieszkać ? -zapytał Daring.
-Tak. -odpowiedziałem. -Ja przyjdę tu wieczorem z moją wnuczką która pomoże mi w przygotowaniu was do życia. Oraz kupi wam parę potrzebnych rzeczy. A teraz muszę już iść, wy macie nigdzie nie wychodzić, ustalcie gdzie który będzie spał. Rozglądnijcie się po mieszkaniu, bo spędzicie tu dziewięć miesięcy. -powiedziałem wychodząc. -I pamiętajcie macie stąd nie wychodzić



[Miley]


- Tak jasne a jednorożce istnieją - powiedziałam do dziadka. Od godziny próbował mi wmówić że jacyś goście z kreskówki przeszli do naszego świata. Widzę że zaczyna bawić się w Max'a który wieży że oni istnieją naprawdę.
- Ty nic nie rozumiesz - powiedział spokojnie staruszek - my nie jesteśmy ZWYCZAJNĄ rodziną. Obiecałem twojej mamie że nie powiem wam prawdy ale stało się coś czego nikt nie przewidział. Prawdopodobnie twój brat w noc cudów wypowiedział życzenie które się spełniło bo bardzo w to wierzył....
- I jeszcze mi powiesz że jestem czarownicą - przerwałam mu śmiejąc się
- Co drugie pokolenie w naszej rodzinie dziedziczymy pewien dar. Możesz nazywać to jak chcesz ale prawda jest taka że możemy czarować
- To czemu ja nie mogę? - spytałam podejrzliwie
- Bo żeby móc czarować trzeba wypowiedzieć pewne reaktywujące zaklęcie - powiedział wzdychając i siadając na kanapie a do mnie dotarło że on może mówić prawdę - w dzieciństwie za bardzo bawiłaś się mocą i każdy mógł odkryć prawdę jak podnosiłaś przedmioty czy przełączałaś kanały w telewizji za pomocą   siły woli. Twoja matka stwierdziła że chce żeby jej dzieci wychowywały się jak wszystkie inne a nie z sekretem na barkach dlatego zabrałem wam moc specjalnym zaklęciem.
-... ....yyy.... hahaha... śmieszy jesteś dziadku, naprawdę cię szanuję ale teraz to już przesadzasz..-miałam kontynuować lecz mi przerwał,
-Miley, ale ja mówię prawdę. -powiedział z bardzo poważnym wyrazem twarzy.
-Chwila. Ściągnąłeś mnie tylko po to abym wysłuchała jakiś bredni o chłopakach którzy wyszli z kreskówki, i o tym że mam niby jakąś magiczną moc. Dziękuję za poprawę humoru.
-Ciszej...I to prawda masz magiczną moc.
-Tak,tak jaaasne... no to patrz... Abra Kadabra Piku Kiku, Masz Sałatkę Na Guziku. Haha.  - no co? on ma naprawdę tą sałatkę na guziku, właśnie jesteśmy w Peach Bar i dziadek informuje mnie że mam magiczną moc, to ja go informuę że ubrudził się sałatką.Tylko że ja w przeciwieństwie do niego podaję mu prawdziwie informacje. Pff... tsa... ja czarodziejką.
-Miley! -krzyknął, ojć, chyba przesadziłam tego człowieka naprawdę ciężko zdenerwować. Chociaż w moim przypadku to jest całkiem możliwe, a właściwie to nawet nie trudne. -Rozumiem że mi nie wierzysz, ale jak wytłumaczysz to że lewitujesz? -zapytał a ja spojrzałam w dół.  Pisnęłam w duchu, bo to mnie naprawdę przeraziło. Może nie byłam wysoko nad ziemią, bo nie wiem czy były tam dwa centymetry, lecz sam fakt że np. takie tam sobie prawo grawitacji właśnie zostało złamane potrafi naprawdę przerazić człowieka.
- O fuck ! - pisnęłam - jak to zrobiłeś?!
- Magia - powiedział poruszając śmiesznie palcami
- Dobra, powiedzmy że Ci wierzę. Gdzie oni są?- spytałam wstając szybko z krzesła które właśnie opadło na ziemię
- Chodź za mną

Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. W dalszym ciągu nie wierzyłam że to prawda ale gdy ich zobaczyłam... Wyglądali dokładnie tak samo jak główne postacie z ulubionej kreskówki Max'a. Byłam w szoku i coraz bardziej zaczynałam w to wszystko wierzyć. Dziadek poprosił mnie żebym zabrała ich na zakupy. Udaliśmy się do centrum. Po drodze tłumaczyłam im jak wygląda nasz świat, jak powinni się zachowywać itd. Zakupy były udane ale zakończyły się wielką niespodzianką bo wychodząc z galerii wpadliśmy na Demi.
-Hej. -powiedziała
-Hej.
-Yyyyyyyy... cześć jestem Demi. -powiedziala w stronę chłopaków. O kurde, ona nie może się dowiedzieć... muszę coś wymyślić.
-Jestem Dar... -zaczął lecz mu przerwałam
-To jest Nicholas, to Kevin a to Jest Joseph. -powiedziałam
-Skądś was znam, ale nie wiem skąd. -powiedziała.
-Może dlatego że jesteśmy bohaterami kr...Ałł..-powiedział Bravery
-kr... co ? -zapytała Demi
-No... yyy...  ten... tego... nooo... yyy.. kraksy. -powiedziałam
-Kraksy? -zapytali równo Daring, Bravery, Spunk i Demi
-Tak, kraksy samochodowej.
-Oooo... inponujące. A co takiego zrobili. -zapytała. kurde, musi być taka ciekawska.
-No ten... uratowali pieska.
-Pieska?
-Tak pieska. Bylo o tym głośno, nie pamięasz? Co biedny piesek Paris Hilton był uczestnikiem wypadku, ale oni go uratowli, niest ety biedaczek stracił łapkę. -powiedziałam machając lewą ręką.
-Okkk... dziwne. Ale nie ci będzie. To co robicie? -zapytała. -Może pójdziemy na kawę albo coś?
-Wiesz, może innym razem, teraz nam sie bardzo, śpieszy, przepraszam później ci wyjaśnię. Pa.
-Pa. Miło było was poznać! -krzyknęła jeszcze w stronę chłopaków których ciągnęłam w stronę pojazdu.

____________
przypominam o naborze <klik>