piątek, 30 listopada 2012

3. Kraksa

Siedziałem w salonie i gorączkowo zastanawiałem się dlaczego w telewizji podali informacje o przerwie w moim serialu skoro ja mam już scenariusz na kolejne odcinki. Z zamyślenia wyrwało mnie wejście do pokoju trzech znajomo wyglądających mi chłopaków. No ale przecież to jest nie możliwe. To tylko postacie z kreskówki którą stworzyłem tyle lat temu. Oni nie istnieją na prawdę. Ale jakaś cząstka mnie wiedziała że jest to możliwe. Wiedziałem że istnieje magia. Wierzyłem w to od dziecka ale skoro moja córka jej nie posiada to kto wypowiedział zaklęcie? Moja córka nie miała mocy ale Miley i Max tak... Ale przecież nie wypowiedzieli specjalnego zaklęcia aktywującego ich "zdolności". Stałem patrząc na nich i gorączkowo myśląc. Nagle uświadomiłem sobie jaka wczoraj była niezwykła noc. To wtedy któreś z nich musiało wypowiedzieć życzenie. Może nie aktywowali mocy ale w noc cudów wystarczyło że czegoś naprawdę pragną. Tak od serca a to się spełniało. 
- To niemożliwe - powiedziałem pod nosem przyglądając się chłopakom. Patrzyli na mnie z wyczekiwaniem. - Co wy tu robicie? - zapytałem idąc w stronę mojego gabinetu, a oni ruszyli za mną. Kiedy przekroczyli prób zamknąłem drzwi, dalej nie uzyskałem odpowiedzi, spojrzałem na nich.
- Zaprowadziła nas tu, ta oto kartka - powiedział Brawery podając mi kartkę. Przeczytałem skrawek papieru, był tam ten adres. - Resztę chyba pan nam musi opowiedzieć.
- Tak, siadajcie - powiedziałem lekko zmieszany. Chłopacy zrobili to co nakazałem. Kiedy zajęli miejsca przyjrzałem się im, dziwnie było widzieć na żywo wytwór ołówka i swojej wyobraźni.
- Jesteście tu przez życzenie, nie wiem dokładnie czyje, ale życzenie. Jestem waszym twórcą. - Na te słowa oni spojrzeli na siebie - Najwidoczniej jesteście tu przez dziewięć miesięcy. Pewnie ktoś zażyczył siebie byście spełnili jego marzenie, musicie wykonać zadanie, ale nikt nie może się dowiedzieć kim jesteście, nikt, a nikt. - powiedziałem, a oni wsłuchiwali się we mnie ze skupieniem.
- Czyli? - zapytał Spunk.
- Dostaniecie nowe osobowości - powiedziałem
- Czyli? - zapytał z tym samym niezrozumieniem Darnig.
- Czyli od dziś  jesteście braćmi.... Jonas. - powiedziałem na wyczekaniu - ty jesteś Kevin, ty Nick, a ty będziesz Joe - powiedziałem wskazując na każdego po kolei. Brawery wydawał mi się jakiś nieobecny, najwidoczniej o czymś myślał. Kiedy się otrząsnął pokiwał głową w znak zrozumienia.
- Czyli mamy tylko zrobić swoje? - zapytał, a ja pokiwałem głową - a co to oznacza? - powiedział, a wszyscy podnieśli nadgarstki, widniały na nich ledwo widoczne napisy. Zastanawiało mnie to. - Ponoć to pokusy tego świata, mamy na nie uważać. - powiedział, a ja zrozumiałem.
- Tak, ale tego co ty Brawery masz na ręce nie musicie się bać - powiedziałem, oni po prostu nie wiedzieli co to miłość i raczej się nie dowiedzą.  Moja kreskówka nie była typowo miłosną, była bardziej dla małych chłopców, dziewczynek, coś w stylu kreskówki z akcją.
- Mam wolne mieszkanie, nikt o nim nie wie, zamieszkacie tam - oznajmiłem im. Wziąłem kluczyki i kiwnąłem głową w znak by szli za mną. Budynek w którym znajduje się to mieszkanie nie jest daleko od mojego domu, właściwie to jakieś trzy minuty drogi (oczywiście pieszo). Mieszkanie nie należy do dużych, ale też nie jest małe, jest w sam raz, są tylko dwa pokoje, bo sypialniami tego nie można nazwać, ale jest też coś w rodzaju salonu gdzie jeden z nich może śmiało spać, mała kuchnia, łazienka. Po prostu jedno z tysięcy mieszkań. Nic nadzwyczajnego
-No to tu będziecie mieszkać. -powiedziałem otwierając drzwi z numerkiem 3. Już miałem im mówić żeby się rozpakowali, lecz przypomniałem sobie że przecież nic ze sobą nie mają. No tak. Skoro żyją... tak naprawdę to przydałoby im się także jakieś jedzenie. Właściwie to oni nie mają nic. No, ale co jak co, ale ja nie mam nerwów do chodzenia po sklepach, a ich to na pewno nie wyślę! Przecież oni dopiero co wyszli z tej kreskówki! Nie wiedzą połowy rzeczy, to nie byłoby normalne gdyby dziwili się na widok np. takiego zwykłego tramwaju. Lub innych rzeczy których na pewno nie było w kreskówce. Daleko szukam przykładu tramwaju, jak oni nawet nie wiedzą co to galeria handlowa. Ehhh... oni przecież nie mieliby pojęcia co kupić, przecież w kreskówce nie ma czegoś takiego jak sprzątanie mieszkania, czy wybieranie odpowiedziach ciuchów. Dobrze że dodałem do scenariusza lekcje gotowania dla dzieciaków, przynajmniej tego nie będę musiał ich uczyć.
-Czyli tu będziemy mieszkać ? -zapytał Daring.
-Tak. -odpowiedziałem. -Ja przyjdę tu wieczorem z moją wnuczką która pomoże mi w przygotowaniu was do życia. Oraz kupi wam parę potrzebnych rzeczy. A teraz muszę już iść, wy macie nigdzie nie wychodzić, ustalcie gdzie który będzie spał. Rozglądnijcie się po mieszkaniu, bo spędzicie tu dziewięć miesięcy. -powiedziałem wychodząc. -I pamiętajcie macie stąd nie wychodzić



[Miley]


- Tak jasne a jednorożce istnieją - powiedziałam do dziadka. Od godziny próbował mi wmówić że jacyś goście z kreskówki przeszli do naszego świata. Widzę że zaczyna bawić się w Max'a który wieży że oni istnieją naprawdę.
- Ty nic nie rozumiesz - powiedział spokojnie staruszek - my nie jesteśmy ZWYCZAJNĄ rodziną. Obiecałem twojej mamie że nie powiem wam prawdy ale stało się coś czego nikt nie przewidział. Prawdopodobnie twój brat w noc cudów wypowiedział życzenie które się spełniło bo bardzo w to wierzył....
- I jeszcze mi powiesz że jestem czarownicą - przerwałam mu śmiejąc się
- Co drugie pokolenie w naszej rodzinie dziedziczymy pewien dar. Możesz nazywać to jak chcesz ale prawda jest taka że możemy czarować
- To czemu ja nie mogę? - spytałam podejrzliwie
- Bo żeby móc czarować trzeba wypowiedzieć pewne reaktywujące zaklęcie - powiedział wzdychając i siadając na kanapie a do mnie dotarło że on może mówić prawdę - w dzieciństwie za bardzo bawiłaś się mocą i każdy mógł odkryć prawdę jak podnosiłaś przedmioty czy przełączałaś kanały w telewizji za pomocą   siły woli. Twoja matka stwierdziła że chce żeby jej dzieci wychowywały się jak wszystkie inne a nie z sekretem na barkach dlatego zabrałem wam moc specjalnym zaklęciem.
-... ....yyy.... hahaha... śmieszy jesteś dziadku, naprawdę cię szanuję ale teraz to już przesadzasz..-miałam kontynuować lecz mi przerwał,
-Miley, ale ja mówię prawdę. -powiedział z bardzo poważnym wyrazem twarzy.
-Chwila. Ściągnąłeś mnie tylko po to abym wysłuchała jakiś bredni o chłopakach którzy wyszli z kreskówki, i o tym że mam niby jakąś magiczną moc. Dziękuję za poprawę humoru.
-Ciszej...I to prawda masz magiczną moc.
-Tak,tak jaaasne... no to patrz... Abra Kadabra Piku Kiku, Masz Sałatkę Na Guziku. Haha.  - no co? on ma naprawdę tą sałatkę na guziku, właśnie jesteśmy w Peach Bar i dziadek informuje mnie że mam magiczną moc, to ja go informuę że ubrudził się sałatką.Tylko że ja w przeciwieństwie do niego podaję mu prawdziwie informacje. Pff... tsa... ja czarodziejką.
-Miley! -krzyknął, ojć, chyba przesadziłam tego człowieka naprawdę ciężko zdenerwować. Chociaż w moim przypadku to jest całkiem możliwe, a właściwie to nawet nie trudne. -Rozumiem że mi nie wierzysz, ale jak wytłumaczysz to że lewitujesz? -zapytał a ja spojrzałam w dół.  Pisnęłam w duchu, bo to mnie naprawdę przeraziło. Może nie byłam wysoko nad ziemią, bo nie wiem czy były tam dwa centymetry, lecz sam fakt że np. takie tam sobie prawo grawitacji właśnie zostało złamane potrafi naprawdę przerazić człowieka.
- O fuck ! - pisnęłam - jak to zrobiłeś?!
- Magia - powiedział poruszając śmiesznie palcami
- Dobra, powiedzmy że Ci wierzę. Gdzie oni są?- spytałam wstając szybko z krzesła które właśnie opadło na ziemię
- Chodź za mną

Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. W dalszym ciągu nie wierzyłam że to prawda ale gdy ich zobaczyłam... Wyglądali dokładnie tak samo jak główne postacie z ulubionej kreskówki Max'a. Byłam w szoku i coraz bardziej zaczynałam w to wszystko wierzyć. Dziadek poprosił mnie żebym zabrała ich na zakupy. Udaliśmy się do centrum. Po drodze tłumaczyłam im jak wygląda nasz świat, jak powinni się zachowywać itd. Zakupy były udane ale zakończyły się wielką niespodzianką bo wychodząc z galerii wpadliśmy na Demi.
-Hej. -powiedziała
-Hej.
-Yyyyyyyy... cześć jestem Demi. -powiedziala w stronę chłopaków. O kurde, ona nie może się dowiedzieć... muszę coś wymyślić.
-Jestem Dar... -zaczął lecz mu przerwałam
-To jest Nicholas, to Kevin a to Jest Joseph. -powiedziałam
-Skądś was znam, ale nie wiem skąd. -powiedziała.
-Może dlatego że jesteśmy bohaterami kr...Ałł..-powiedział Bravery
-kr... co ? -zapytała Demi
-No... yyy...  ten... tego... nooo... yyy.. kraksy. -powiedziałam
-Kraksy? -zapytali równo Daring, Bravery, Spunk i Demi
-Tak, kraksy samochodowej.
-Oooo... inponujące. A co takiego zrobili. -zapytała. kurde, musi być taka ciekawska.
-No ten... uratowali pieska.
-Pieska?
-Tak pieska. Bylo o tym głośno, nie pamięasz? Co biedny piesek Paris Hilton był uczestnikiem wypadku, ale oni go uratowli, niest ety biedaczek stracił łapkę. -powiedziałam machając lewą ręką.
-Okkk... dziwne. Ale nie ci będzie. To co robicie? -zapytała. -Może pójdziemy na kawę albo coś?
-Wiesz, może innym razem, teraz nam sie bardzo, śpieszy, przepraszam później ci wyjaśnię. Pa.
-Pa. Miło było was poznać! -krzyknęła jeszcze w stronę chłopaków których ciągnęłam w stronę pojazdu.

____________
przypominam o naborze <klik>

środa, 5 września 2012

2. Young Street 52

- Coś mi tu nie gra - powiedziałem do braci, nie wiem po co wyszliśmy przez te drzwi które pojawiły się tak z nie nacka przed nami.
- Mi też - powiedział
-Ej co to? -odezwał się jak dotąd milczący Spunk, pokazując na wielką księgę,
-To jakaś książka. -odezwał się Daring,
-No co ty? Błysnąłeś niczym chrząstka w salcesonie.
-Ale to serio książka. -powiedział ponownie Daring myśląc że mu nie wierzę. Ehhh... i weź tu ratuj świat z takim człowiekiem...
-Nie! Ja nadal myślę że to kiełbasa!
-Ale z Ciebie idiota przecież widać że to książka. -powiedział pukając mnie w czoło, a ja nie wiedziałem czy mam się z jego głupoty śmiać czy płakać?
-Przestańcie! Mnie zastanawia dlaczego ta książka tak świeci, i dlaczego na okładce są wyryte trzy dłonie? No i dlaczego to się nie chce otworzyć? -zadawał pytania Spunk, a mnie wtedy naprawdę ta książka zaciekawiła, podszedłem bliżej i odebrałem ją od Spunka, dobrze się jej przyglądając, i tak samo jak mój brat próbowałem otworzyć księgę, niestety nic się nie dało zrobić.
-Ta książka musi się jakoś otworzyć!
-Pokaż to. - odezwał się Daring biorąc przedmiot do ręki. Ej na tych rękach są narysowane znaki przypominające nasze medaliony. -powiedział wyciągając <medalion>   -może powinniśmy przyłożyć tutaj ręce i wtedy książka się otworzy -powiedział przykładając dłoń do okładki księgi a medalion Daringa zaczął świecić.
-To nie jest takie głupie, brawo bracie. -powiedziałem klepiąc go po plecach i to samo zrobiłem z swoją dłonią, a mój <medalion> także się zaświecił. Jak się domyślacie z <medalionem> Spunka było tak samo. Za chwilę z księgi zaczęły wydobywać się białe promienie, które zaczęły krążyć wokół naszych dłoni, po chwili promienie zaczęły zamieniać się w czarne literki z których powstały trzy wyrazy:
FAME
LOVE
CASH 
FAME -pojawiło się na nadgarstku Spunka, LOVE-na moim a CASH -na Daringa.oderwaliśmy ręce od księgi gdyż robiła się strasznie gorąca, zniknęły z okładki trzy dłonie, a na ich miejscu był napis LIVE Spunk zabrał księgę która już dała się otworzyć i zaczął czytać jej treść na głos. 
 Jest świat o nazwie "Live" gdzie każdy może podejmować swoje decyzje i może robić co chce. Ma szansę spełniać swoje marzenia, może być dobry albo zły. Nie ma żadnych granic. Światem w którym jesteście teraz, kieruje scenariusz. Nie macie dużego wpływu na to co zrobicie. Spełniacie marzenia innych licząc że spełnicie też swoje. Lecz tego nie ma i nie będzie w scenariuszu. "Życie" może wydawać się piękne, lecz i ono ma swoje minusy których nie ma wasz świat, nie możecie poznać ich wszystkich ale jako stara księga muszę was poinformować o czymś czym możecie kierować ale one mogą kierować też wami są to "uczucia" musicie na nie bardzo uważać bo jest to podstawą życia, dzięki uczuciom możecie być szczęśliwi, ale możecie także cierpieć. Te trzy słowa które razem macie na nadgarstku to największe pokusy w życiu przez które człowiek może cierpieć, lecz oczywiście nie musi, Można osiągnąć sławę i być szczęśliwym, można odnaleźć miłość i być szczęśliwym i można mieć pieniądze i być szczęśliwym. Ale jest to bardzo trudne i wymaga poświęcenia... wiem więcej, ale resztę książki musicie zapełnić wy. Pamiętajcie aby wrócić przed pojawieniem się liczby zero, bo wtedy zaczniecie zamieniać się w popiół. Jest możliwość zostania na dłużej, ale wtedy musielibyście naprawdę coś zepsuć, aby spadająca gwiazda dała wam czas na naprawienie błędu -przeczytał Spunk przewracając następne strony, lecz kartki były puste. Po chwili księga sama się zamknęła i znikła zostawiając jedną wydartą stronę na której napisany był tylko numer strony a był to numer 274. 
-LIVE -powiedział Nick a przed nami pojawiły się wielkie szklane drzwi za którymi było widać masę szarych ludzi otoczonych szarymi budynkami, szarymi drzewami, pod szarym niebem. Niewiele ludzi miało jakiś kolor, bardzo się tym odznaczali, gdyż u innych nawet skóra miała jeden z odcieni szarości. 

-Spójrz na nich, 
spójrz jak żyją, 

mogą być szczęśliwi, 
ale tego nie chcą,

ja bym chciała być szczęśliwa, 
ale nie potrafię, 

czy na pewno tego chcesz? 
masz wybór, możesz tu wejść albo nie...

 usłyszałem szept jakiejś dziewczyny, tylko nie było tutaj nikogo kto mógłby to powiedzieć... 
-Słyszeliście? -zapytał Spunk 
-Tak, ja tam już nie chcę. -powiedział Daring, a ja mu tylko przytaknąłem.

-jesteś szczęściem,
ale tego nie wiesz, 

możesz pozostać, 
masz wiarę, a mi jej brak, 
podziel się nią, a będziemy szczęśliwi

-To znowu słychać. -powiedziałem słysząc piękny głos, tej samej dziewczyny, tylko teraz to nie był szept, słowa były cicho, ciężko było je usłyszeć, ale dziewczyna mówiła normalnie. 

-po prostu dostałeś szansę, 
lecz dużo ryzykujesz,
jesteś w stanie przejść przez te drzwi?

 Znowu ta dziewczyna tylko jej głos był głośniejszy, kiedy miałem ochotę zawrócić i pozostać w moim świecie ona się odzywała. 
"FOR ME"

 Usłyszałem jej szept a napis LOVE na moim  nadgarstku się zaświecił, lecz po chwili zgasł. 
-Dobra ja tam idę. -powiedziałem a drzwi zaczęły się otwierać, 
-Co?! Nie?! Czekaj?! -krzyczał Spunk, ale już było za późno,  odwróciłem sie w jego stronę, lecz za mną nie było żadnych drzwi, rozejrzałem się dookoła, wszędzie było pełno kolorów, nade mną niebieskie niebo, ludzie w kolorowych ubraniach, a nie tylko w szarych, to co widziałem za tamtymi drzwiami było tym co mnie powstrzymywało przed przejściem do "Życia", to tej szarości się tak bałem dlatego się nad tym tyle zastanawiałem. Teraz nie żałuje że tu przeszedłem, ale gdzie są moi bracia. I co mną kierowało kiedy tu wchodziłem? Jak usłyszałem ostatnie słowa tej dziewczy poczułem coś dziwnego, coś mówiło mi musisz ją zobaczyć, ona jest tam. Moje ręce same chwyciły za klamkę a moje nogi same zrobiły te dwa kroki, po których znalazłem sie tu. Tylko jedno pytanie... co z moimi braćmi? Usiadłem na krawężniku licząc na to że oni też zaraz przejdą przez te drzwi. Nie myliłem się, nie musiałem długo czekać, a zaraz obok mnie pojawił się Spunk i Daring. Westchnąłem cicho i wstałem z krawężnika. 
-No i co teraz mamy robić? -zapytałem a kartka którą Spunk schował do kieszeni wyfrunęła i wylądowała w mojej dłoni. A na niej był napis "Young Street 52" przeczytałem na głos,a po chwili napis znikł. 
-Co to Young Street 52? -zapytał Daring
-To ulica niedaleko skąd. Wystarczy iść tą kamienicą. - odezwała się ok 10. letnia dziewczynka i poszła dalej. 
-No to idziemy na Young Street! - krzyknąłem i poszedłem w wyznaczone przez dziewczynkę miejsce. 
-To tutaj! Young Street 52. -powiedział Daring i zapukał do drzwi któe same się otworzyły. Weszliśmy do salonu w którym był jakiś mężczyzna który wyglądał na ok 55lat. 


[Adam Cyrus]
-Dziadku! Dlaczego siódma seria The Undefeated miała tylko dziewięć odcinków!? I dlaczego nowe odcinki będą dopiero za dziewieć miesięcy?! -usłyszałem rozpłakany głos wnuka.
-Max to niemożliwe! 
-Włącz telewizor! -krzyknął oburzony i się rozłączył. Ehhh... o co mu znowu chodzi? Włączyłem telewizon na Disney Chanel gdzie już od 14 lat transmitują stworzoną przeze mnie kreskówkę. 
-The Undefeated wybierają się w daleką podróż. Czeka ich wiele przygód i nawet oni muszą się jeszcze dużo rzeczy  nauczyć! Jak wrócą to podzielą się z wami tym czego się nauczyli. To był oststni odcinek siódmej serii The Undefeated, za dziewięć miesięcy będziecie mogli znów oglądać wspaniałych chłopaków. Do zobaczenia. -patrzyłem nie dowierzając w to co właśnie powiedzieli w telewizji, przecież nie mówiłem nic o zakończeniu! Nawet tego nie planowałem! Już wymyślałem scenariusze na kolejne odcinki! Dziwne.








niedziela, 26 sierpnia 2012

1.Dziś noc cudów.

- Cicho! the undefeated się zaczyna. - syknął mój brat, kiedy weszłam do pokoju, był strasznie nieznośny jeżeli chodzi o to The coś tam, nasz dziadek stworzył tą bajkę, już tyle lat temu, ale dopiero teraz, po tylu latach przerwy zaczął tworzyć nowe odcinki.
- A co mnie obchodzi twoja durna bajka? - zapytałam i próbowałam skraść mu pilota i wyłączyć tych lalusiów.
- Mamo!! Ona znów to robi! - poskarżył się mój brat, obdarzyłam go nienawistnym spojrzeniem i wstałam z wygodnej kanapy zostawiając mojego brata z jego durnymi, bajkowymi kumplami.
Weszłam schodami na piętro i udałam się w stronę mojego pokoju, otworzyłam drzwi i weszłam do mojego azylu. Zamknęłam drzwi z trzaskiem i usiadłam na łóżku ówcześnie łapiąc za mój laptop. Włączyłam go i zaczęłam serfować po stronach.
Dziś noc cudów.
Dzisiejszej nocy, na niebie, mieszkańcy Ameryki zachodniej czyli takich miast jak Los Angeles, mogą zaobserwować miliony "spadających gwiazd". Ale nie jest to jedyne ze zjawisk widocznych dzisiejszej nocy na niebie, deszczowi meteorytów towarzyszyć będzie całkowite zaćmienie księżyca. Takie noce, zwane są nocami cudów. 

Przeczytałam ten artykuł, a pierwsze co przyszło mi na myśl, że taka noc bardzo nadaję się na randkę. Niebo w czasie takich zjawisk musi być piękne. Wyłączyłam przeglądarkę i weszłam na mojego czata. Spostrzegłam że Demi jest dostępna.

M:Hej 

Napisałam do niej i wysłałam wiadomość.

D:Hej, słyszałaś o dzisiejszej "nocy cudów"? 

Przeczytałam i uśmiechnęłam się pod nosem.

M:Tak. Wpadniesz do mnie?

D:Jasne, to zaraz będę. Pa. 

Zakończyłam rozmowę i udałam się w stronę szafy. Przebrałam się z dresów w ciuchy na wieczór. Gotowa czekałam na przyjście przyjaciółki. Zeszłam na dół zawiadomić rodzicielkę że będziemy miały prawdopodobnie gościa na noc.
- Mamo Demi zaraz przyjdzie i może zostanie na nocke - powiedziałam wchodząc do kuchni w której krzątała się moja rodzicielka
- Dobrze, przecież wież że Demi jest dla mnie jak druga córka
- Tak ale tak tylko mówię żeby potem nie było. Młody chcesz pizze?! - krzyknęłam na cały dom
- Tą co zawsze! - usłyszałam krzyk Maxa
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do ulubionej pizzerii
- Halo - usłyszałam głos Paula który zawsze odbierał zamówienia
- Hej tu Mils
- O hej. To co zwykle? - zapytał chłopak.
- Tak. Jakbyście tak przywieźli za jakieś dwie godziny byłoby świetnie
- Żaden problem
- Dzięki.
- Pa - usłyszałam i zakończyłam połączenie
- To mamo nie rób nam kolacji - zwróciłam się do rodzicielki
- Nawet dobrze się składa bo zaraz wychodzę na nocną zmianę. Zajmij się bratem i żeby nie było tak jak rok temu.
- Mamo to był mały wypadek
- Karetka przywiozła was do szpitala. Drobny wypadek
- Karetka tylko dla tego że nie miałam jeszcze swojego samochodu, Demi była u dziadków i nie mogła po nas przyjechać a Max nie doszedłby sam ze złamaną nogą.
- Całe szczęście albo i nieszczęście że Demi tu będzie. Ona jest o wiele spokojniejsza i odpowiedzialniejsza od ciebie ale w twoim towarzystwie też potrafi zmienić się w diabła i wpaść na genialne pomysły żeby tak jak an filmie zjechać z kręconych schodów na desce do snowboardu
- Będziesz mi to wypominać do końca życia? - spytałam oburzona
- Nie ja oglądając film "Kevin sam w domu" wpadłam wraz z młodszym bratem na pomysł aby zjechać tak samo jak aktor ze schodów. Pomijając sam fakt że nasze schody są bardziej strome to na dodatek mają zakręt. No i oczywiście wy w domu nie mieliście sanek więc wzięliście deskę do snowboardu. I puściłaś go pierwszego.
- Ale przynajmniej wiemy że tak się nie da - uśmiechnęłam się do niej
- Już się boje co jeszcze może wam wpaść do głowy. Ale jak coś to dzwoń - powiedziała po czym wyszła szykować się do pracy. Mama pracuje w szpitalu jako lekarz. Jest chirurgiem i składała wraz z ortopedą nogę mojego brata. Tak pominęłam ten drobny fakt. Max miał złamanie z przemieszczeniem co trzeba było naprawiać operacyjnie. Z zamyślenia wyrwał mnie osobnik który wskoczył mi na plecy.
- Siemka! - krzyknęłam mi do ucha Demi. I to niby ona jest ta spokojna?
- Hej - odpowiedziałam przyjaciółce zrzucając ją z pleców
- O czym tak myślałaś? - spytała siadając na krześle przy stole
- Przypominałam sobie tamtoroczny wypadek Maxa
- Proszę powiedz mi że nie wpadłaś na jakiś nowy genialny pomysł - popatrzyła na mnie z nadzieją w oczach. Dopiero teraz zauważyłam co miała na sobie.
- Nie. Za razie zamówiłam pizze będzie z jakieś półtorej godziny. Mama idzie do pracy a my mamy opiekować się szczeniakiem - wyjaśniłam przyjaciółce.
- Ej nie jestem szczeniakiem - powiedział Max, który najwyraźniej usłyszał moje słowa. Wywróciłam oczami i spojrzałam na niego.
- Idź oglądać tą swoją durną bajkę - powiedziałam, a on zrobił to co nakazałam.
- Czemu się tak do niego odzywasz? - zapytała Demi, powiem szczerze że sama tego nie wiedziałam. Ale przecież pomiędzy rodzeństwem są takie sprzeczki, były i zawsze będą.
- Ponieważ nie można nic innego obejrzeć tylko te durne the undefeated. - powiedziałam z jadem w głosie skierowanym w stronę mojego brata.
- Czy to nie tą bajkę wymyślił wasz dziadek? - zapytała, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
- Tak, a Max zachowuję się jakby oni byli żywi, a choćby chce by tak było - powiedziałam, to była szczera prawda, kiedyś, kiedy miał 4 lata musiałam mu tłumaczyć że Spunk i reszta to tylko bohaterowie kreskówki. Pamiętam jego płacz, jego krzyki : Oni istnieją!
Wtedy mama zabroniła mu oglądać super trójkę, to były piękne czasy, telewizor tylko dla mnie, a teraz...

                                                                     ***
Siedziałem i wlepiałem swoje oczy w monitor.
- Spunk uważaj - krzyknął Daring kiedy jego brat stanął na pułapce. Tak bardzo chciałbym by oni istnieli, ale Miley powtarza że to tylko bajka, że oni nie są prawdziwi. Naprawdę jedyne czego pragnąłem to, to by oni byli przy mnie, spełnili by w ten sposób moje marzenia.
- Młody pizze przynieśli! - usłyszałem głos mojej siostry, wstałem leniwie z kanapy i poszedłem w stronę kuchni.
-Trzymaj - powiedziała podając mi talerz z kawałkiem pizzy, zająłem miejsce obok Demi i zacząłem konsumować.
- Uważaj bo dostaniesz czkawki - powiedziała Demi zauważając moje tępo jedzenia.
- Pewnie śpieszy się na tą bajkę, przecież dziś maraton - zakitowała moja siostra, a ja obdarzyłem ją nienawistnym spojrzeniem.
- Daj mu spokój, to jeszcze dziecko - powiedziała Demi do Miley, przyjaciółka mojej siostry jest od niej o wiele milsza, chciałbym by to ona była moja siostrą, ale no cóż rodziny się nie wybiera.

                                                                     
- Chodźcie - usłyszałem głos Demi dobiegający z tarasu, przeciąłem się i udałem w kierunku podwórza. Kiedy opuściłem dom, moim oczom ukazał się piękny widok na niebie.
- Pomyślcie życzenie - powiedziała spoglądając na miliony spadających gwiazd, spojrzałem na nią zdziwiony,a  później na niebo. Wiedziałem co sobie życzyć, to było moje marzenie od pierwszego ujrzenia owego serialu. Przymknąłem oczy i pomyślałem swoje życzenie, ale gdy otworzyłem je, stwierdziłem że to nie ma sensu, przecież magia nie istnieje.
- Co sobie pomyślałeś za życzenie? - zapytała zaciekawiona Demi.
- Ja chyba wiem - powiedziała Miley, a ja obdarzyłem ją nienawistnym spojrzeniem i wróciłem do mojego poprzedniego zajęcia.



niedziela, 12 sierpnia 2012

Prolog

                                                                     Prolog

The undefeated, słynna bajka o trójce braci o dobrych sercach, którzy jak tylko spotkają kogoś w potrzebie, pomagają mu. Daring to najstarszy z braci, jego imię oznacza odwagę, i takiż on jest. Nie może pochwalić się zbytną inteligencją. Jego specjalizacją się głupie pomysły. Bravery to średni z braci, jego imię tak samo jak Daring oznacza odwagę. Tak samo jak starszy brat nie może pochwalić się zbytną inteligencją, uwielbia żarty i wygłupy, ale czasem potrafi wykazać się odrobiną inteligencjii. Spunk to najmłodszy z braci, jak się spodziewacie jego imię też oznacza odwagę. Jest najmłodszy, ale za to najinteligentniejszy i odpowiedzialny. Jego specjalizacją jest wyciąganie braci z kłopotów. Ich głównym celem jest spełnienie marzenia, ale żeby to doszło do skutku muszą wypełnić swoją misję.  Akcja bajki rozrywa się, w bajkowym miasteczku Camerton. Czy wykonają misję, a ich marzenia się spełnią?
Zapraszamy każdego dnia wakacji o 17, tylko na kanale Disney Chanel.

                                                                           ***
Tak więc, zaczęliśmy nowego bloga. Witamy was serdecznie i prosimy o komentarze.